zaloguj przez facebook



Jesteś tutaj » Strona główna » SERWISY IOH » 2 wojna światowa » Artykuły » Naziści wyniesieni do władzy

Naziści wyniesieni do władzy


Niedaleko Kętrzyna - dawnego miasta Rastenburg leżącego w Prusach Wschodnich - kryją się bloki zbrojonego betonu. Dzisiaj przebywając w tej odległej części północno-wschodniej Polski, niedaleko granicy z rosyjskim okręgiem kaliningradzkim, trudno sobie wyobrazić miejsce bardziej odległe od ośrodków władzy. Ale gdybyśmy stanęli tu jesienią 1941 roku, znaleźlibyśmy się wewnątrz stanowiska dowodzenia jednego z najpotężniejszych ludzi, jakich znała historia - Adolfa Hitlera. Żołnierze niemieccy zajmowali pozycje na plażach Bretanii i na pszenicznych polach Ukrainy.
Ponad 100 milionów Europejczyków, którzy kilkanaście miesięcy wcześniej żyli w suwerennych państwach, teraz znajdowało się pod jego panowaniem. W Polsce prowadzono na pełną skalę jedne z najbardziej bestialskich czystek etnicznych, przekraczając wszelkie znane do tej pory granice zła, Hitler zawiązał właśnie z Heinrichem Himmlerem spisek, w rezultacie którego miały zostać wydane rozkazy wyeliminowania całego narodu Żydów. Decyzje podjęte przez Hitlera w tym obecnie zniszczonym betonowym mieście miały wpływ na życie nas wszystkich i ukształtowały losy drugiej połowy dwudziestego wieku pod każdym względem zmieniając je na gorsze.
Jak to możliwe, że cywilizowany naród w sercu Europy dopuścił do władzy tego człowieka i partie nazistowską, której przewodził. Gdy obecnie wiemy o wszystkich cierpieniach i zniszczeniach, które naziści przynieśli światu, sama myśl, że posługując się konstytucyjnymi metodami Adolf Hitler mógł zostać w 1933 roku kanclerzem Niemiec, wydaje się wręcz nieprawdopodobna.
Jednym z najbardziej rozpowszechnionych sposobów wyjaśnienia mechanizmu dojścia nazistów do władzy jest powołanie się na cechy charakteru Hitlera. Chyba niczyja postać nie doczekała się większej liczby omówień - istnieje ponad dwa razy więcej biografii przywódcy Trzeciej Rzeszy niż Churchilla. Sami naziści do granic możliwości eksploatowali tę metodę biograficzną starając się znaleźć w niej wytłumaczenie własnych sukcesów.
Zrzeszeni w NSDAP zwolennicy Führera uznali, że nie jest on zwykłym śmiertelnikiem ale nadczłowiekiem. "Hitler jest samotny podobnie jak Bóg, Hitler jest podobny do Boga!" oznajmił Hans Frank, minister sprawiedliwości Rzeszy w 1936 roku. W latach trzydziestych w niemieckich przedszkolach odmawiano nową modlitwę: "Drogi Führerze kochamy cię jak naszych ojców i matki . Należymy do nich tak samo, jak należy do ciebie. Ogarnij nas swoją miłością i opieka o Führerze."
Dr Joseph Goebbels również starał się, aby świat przyjął taką właśnie interpretację zdobycia władzy przez nazistów.
Zgodnie z nazistowską wersją historii Hitler mąż opatrznościowy zdobył władze w Niemczech, tak samo jak Chrystus 2000 lat temu zbawił ludzkość. W obu wypadkach drogi życiowe postaci zostały z góry określone przez ich nadludzkie przeznaczenie.
Tego rodzaju interpretacje choć rzadko kiedy operują tak ekstremalnymi skojarzeniami, w niektórych kręgach nadal służą jako popularne wyjaśnienie dojścia nazistów do władzy. Spełniają one pragnie wielu ludzi, którzy chcą widzieć przeszłość w kategorii historii "wielkich ludzi", kształtujących otaczający świat zgodnie ze swoją wolą, niezależnie od okoliczności.
NSDAP wzięła udział w powszechnych wyborach w Niemczech w 1928 roku, Hitler był wówczas o siedmiu lat przywódcą partii. Naród niemiecki miał już więc wspaniałą szansę, aby przekonać się o jego nadludzkich możliwościach i ulec jego hipnotycznemu wpływowi. Ale w wyborach tych partia nazistowską zdobyła dokładnie 2,6 procent wszystkich głosów. Bez względu na cechy osobowości Hitlera, on i jego partia mogli zdobyć panowanie jedynie dzięki współpracy, słabości, mylnym rachubom i tolerancji innych. Rzeczywiście bez kryzysu, który wówczas wstrząsnął światem, NSDAP w ogóle by się nie narodziła.
Gdy Niemcy skapitulowały i w listopadzie 1918 roku pierwsza wojna światowa dobiegła końca, niektórzy żołnierze nie potrafili zrozumieć, dlaczego nastąpiła ta katastrofa. "Dziwiliśmy się - mówi niemiecki weteran wojenny Herbert Richter - ponieważ nie czuliśmy się pobici. Żołnierze frontowi nie uważali się za pokonanych i zastanawialiśmy się czemu zawieszenie broni zostało tak szybko zawarte, a także dlaczego mamy tak pospiesznie opuszczać nasze stanowiska, skoro w dalszym ciągu znajdujemy się na terytorium nieprzyjaciela. Uważaliśmy to wszystko za bardzo dziwne."
"Byliśmy źli, ponieważ nie odnosiliśmy wrażenia, że nasze siły uległy wyczerpaniu".
Ów gniew miał później niebezpieczne konsekwencje, ci którzy go podzielali szybko zaczęli szukać kogoś, na kogo mogliby zrzucić odpowiedzialność za nieoczekiwane i w ich rozumieniu podejrzane okoliczności towarzyszące zawieszeniu broni.
Mit o "nożu w plecy" narastał, zgodnie z nim w czasie gdy żołnierze niemieccy oddawali życie na polu walki w ich ojczyźnie inni ludzie ich zdradzali, jacy "inni"?
Spiskowa teoria wskazywała ich wyraźnie, byli ci to lewicowi politycy, którzy w listopadzie 1918 roku przyjęli poniżające warunki zawieszenia broni - czyli tzw. listopadowi zbrodniarze. Pod koniec roku 1918 Niemcy po raz pierwszy w swojej historii zwróciły się ku demokratycznym formom rządów i dla polityków stało się oczywiste, że kontynuowanie wojny nie ma sensu - Niemcy muszą ją przegrać. Ale wielu żołnierzy było innego zdania - im okoliczności klęski Niemiec w 1918 roku przyniosły jedynie hańbę.
W Bawarii części południowych Niemiec, myśl o zdradzie szczególnie dotkliwie nękała wielu powracających z frontu żołnierzy i cywilów o prawicowych zapatrywaniach. W 1919 roku w Monachium stolicy Bawarii panował polityczny chaos, w lutym został zamordowany socjalistyczny polityk Kurt Eisner, co doprowadziło w Bawarii Raterepublik (republiki radzieckiej) i w konsekwencji powołania w kwietniu 1919 roku rządu komunistycznego.
Podczas powszechnej przemocy i nieporządku, jakie panowały tej wiosny, siły wojskowe prawicy, składające się częściowo z oddziałów Freikorpsu - uzbrojonych najemników popieranych przez rząd centralny w Berlinie - 1 i 2 maja brutalnie wyeliminowały komunistów. Urzędujące w Monachium i zdominowane przez komunistów władze w Bawarii były dla mieszkańców tej tradycyjnie konserwatywnej części Niemiec potwierdzeniem jej obaw przed komunizmem.
Bawarska Republika Radziecka wpłynęła na świadomość prawicy z innego o wiele ważniejszego i brzemiennego w skutkach powodu - większość jej przywódców była żydowskiego pochodzenia. Umacniało to pogląd, że Żydzi kryją się za wszelkim złem jakie istnieje w Niemczech. Krążyły plotki, że Żydzi wymigiwali się od służby na froncie, a znajdujący się w rządzie Żyd Walter Rathenau zainspirował i podstępnie doprowadził do tego upokarzającego zawieszenia broni.
W takiej właśnie atmosferze 12 września 1919 roku, w Monachium, trzydziestoletni niemiecki kapral Adolf Hitler przybył na zebranie Niemieckiej Partii Robotniczej DAP w Sali Weteranów piwiarni Sterneckerbrau. Hitler został tam wysłany przez kapitana Myra, szefa prasy i propagandy rejonowej komendy wojskowej by obserwować przebieg spotkania.
W jego trakcie wystąpił przeciwko jednemu z mówców wzywającemu do oderwania Bawarii od Niemiec. Wykazał swój talent oratorski i całkowicie zbił argumenty przeciwnika. Anton Drexler, ślusarz, który założył tę partię zaledwie dziewięć miesięcy wcześniej, natychmiast zaproponował Hitlerowi członkostwo.
Kim był ów człowiek, który tej nocy w Sterneckerbrau wkroczył na karty historii? Nic, co zdarzyło się w czasie pierwszych trzydziestu lat jego życia, nie wskazywało, że jest kimś więcej niż dziwakiem. Spotykały go niepowodzenia i w szkole, i w Wiedniu, gdzie nie został przyjęty do Akademii Sztuk Pięknych. Jedyny sukces w całym dotychczasowym życiu odniósł w czasie pierwszej wojny światowej, gdy jako żołnierz otrzymał za odwagę Krzyż Żelazny pierwszej klasy.
Źródła dotyczące życia Hitlera przed zebraniem w Sterneckerbrau są skąpe. Jedno z najważniejszych wyszło spod ręki samego Hitlera i znajduje się w napisanym w 1924 roku dziele: "Mein Kampf". Opisuje w nim swoje wędrówki po Wiedniu przed pierwszą wojną światową: "Zacząłem widzieć Żydów i im bardziej na nich zwracałem uwagę, tym wyraźniej w moich oczach zaczęli się odróżniać od reszty rodzaju ludzkiego... Czy istniała jakakolwiek forma brudu czy rozwiązłości, zwłaszcza w życiu kulturalnym, w której nie uczestniczyłby przynajmniej jeden Żyd?". Te znajome słowa wyraźnie określają zamiar autora. Chciał, abyśmy odnieśli wrażenie, że był on człowiekiem, który od samego początku reprezentował zdecydowanie antysemickie poglądy. Czy jednak jest to prawda?
Jest to nader ważne odkrycie. Dowodzi ono, że rzeczywisty Hitler da­leko odbiega od kreowanego przez siebie obrazu osoby obdarzonej nie­mal boskimi cechami, ale tak jak inni był w równym stopniu poddawany wpływowi okoliczności. Według dr Hamann Hitler w Wiedniu nie szkodził nikomu. Szanował prawo, malował całkiem niezłe obrazy, aby zarobić na życie. Był zupełnie nieszkodliwym osobnikiem". Tym, co zmieniło owego "nieszkodliwego osobnika" w Hitlera, jakiego miała poznać historia, było wydarzenie, które okaleczyło i pozostałą część Niemiec - pierwsza wojna światowa i okres, który bezpośrednio po niej nastąpił. Hitler, według dr Hamann, aby pojąć przemiany, jakie zaszły wówczas w otaczającym go świecie, przypomniał sobie poznane w czasie pobytu w Wiedniu przepowiednie fanatycznych austriackich antysemitów i sam zaczął je propagować.
Metodą, którą posługuje się niemal w całej swojej politycznej filozofii, jest kradzież. Najczęściej po prostu kradnie innym argumentację. Ale być może wiedział, że "wielki człowiek" nie przywłaszcza sobie cudzych idei, i dlatego zdecydował się umieścić narodziny swojego przepojonego nienawiścią antysemityzmu właśnie w Wiedniu, nie zaś w późniejszym okresie lat 1918-1919, kiedy to uczucia nienawiści i przekonania o zdradzie przepełniały miliony. Hitler fałszował własną wczesną biografię również w inny sposób. Gdy stał się słynny, głosił, że był jednym z pierwszych członków Deutsche Arbeitspartei i miał legitymację numer siedem. O fakcie, że był on siódmym członkiem partii, mówiło nam wielu byłych nazistów, którzy czuli się dumni z faktu, że Führer związany był z ruchem od samego początku i nadawał kształt powstającej NSDAP. Ale to nieprawda. Anton Drexler w styczniu 1940 roku napisał skargę do Hitlera: "Nikt nie wie o tym lepiej niż pan, mój Führerze, że nigdy nie był pan członkiem partii numer siedem, ale w najlepszym wypadku siódmym członkiem komitetu, do którego prosiłem, aby pan wstąpił jako reprezentant propagandy. Kilka lat temu musiałem złożyć w tej sprawie zażalenie na zebraniu partii, stwierdzając, że pańska pierw­sza legitymacja Niemieckiej Partii Robotniczej, na której znajdują się podpisy mój i Shisslera, została sfałszowana przez usunięcie numeru 555 i wstawienie numeru siedem... O ile lepszą i cenniejszą rzeczą byłoby dla potomności, gdyby historię przedstawiano zgodnie z faktami"?
W 1919 roku Hitler odkrył w sobie jeden autentyczny talent­dar do publicznych wystąpień. Do tego stopnia był skuteczny w wy­głaszaniu podburzających modoch przemówień, które stały się wówczas elementem niezbędnym do odróżnienia jednej prawicowej partii od drugiej, że Deutsche AI­beitspartei zaczęła rozrastać się liczebnie. Jednym z pierwszych nowych członków był Ernst Rohm, kapitan Reichswehry, który bardzo szybko uświadomił sobie znaczenie magnetycznego wpływu osobowo­ści Hitlera na tłumy. Rohm był człowiekiem czynu. "Ponieważ jestem niedojrzałym i niegodziwym człowiekiem - powiedział - wojna i rozruchy pociągają mnie bardziej niż dobry, mieszczański porządek". Partii, jaką Hitler pragnął stworzyć, były potrzebne- takie zbiry jak Rohm. "Brutalność jest szanowana - twierdził on. - Ludzie potrzebują zdrowego strachu. Chcą się czegoś bać. Chcą, aby ktoś ich przestraszył i zmusił do rozdygotanej pokory".
W okresie dwóch lat od chwili wstąpienia do Deutsche Arbeitspartei Hitler stał się jej najcenniejszym nabytkiem. Jego wystąpienia przyciągały nowych członków, a osobowość przyszłego Führera zaczęła się krystalizować. W toczących się w sierpniu 1921 roku walkach wewnątrzpartyjnych Hitler odniósł zwycięstwo i umocnił się na stanowisku absolutnego wład­cy przemianowanej Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników - Nationalsozialistiche Deutsche Arbeiterpartei - w skrócie NSDAP (zmiana nazwy została dokonana w lutym 1920 roku jako próba jednoczes­nego odwołania się do nacjonalistów i socjalistów). Od samego początku partia ta mniej zajmowała się szczegółowymi manifestami politycznymi, bardziej zaś emocjonalnym zaangażowaniem, odrzucaniem demokracji i głoszeniem rewolucji. - Wstąpiłem do partii, ponieważ byłem rewolucjonistą - oświadczył później Hermann Goring - a nie z powodu jakichś ideologicznych bzdur. Misja partii była i pozostała nieskomplikowana - naprawić krzywdy uczynione Niemcom pod koniec pierwszej wojny światowej, ukarać winowajców i "zniszczyć marksistowski światopogląd".
Ogólne założenia polityczne znajdującej się w zalążku NSDAP niewiele różniły się od programów całej gromady innych małych ekstremistycznych prawicowych partii, które rozkwitały w zamieszaniu panującym po pierwszej wojnie światowej w południowych Niemczech. Pierwszy program partii, przedstawiony 24 lutego 1920 roku, był mieszaniną mgli­stych obietnic gospodarczych, których celem było przyciągnięcie klasy średniej i przedstawicieli drobnej przedsiębiorczości, połączone z wyraźnie sformułowaną deklaracją zamiaru pozbawienia Żydów pełnego obywatelstwa niemieckiego. Partia ta nie wyróżniała się niczym oryginalnym. W rzeczywistości opublikowany przez nią program dotarł zaledwie do in­nych prawicowych grup działających w tym okresie. W "Markbreiter Wochenblatt", partyjnej gazecie Niemieckiej Ligi Ochrony i Oporu, pojawiło się następujące stwierdzenie: "Zabicie wszystkich Żydów jest absolutnie konieczne". W innej broszurze czytamy: "Co zrobimy z Żydami? Nie obawiajcie się hasła - Nie, dla antysemityzmu opartego na przemocy, ponieważ jedynie dzięki przemocy można wypędzić Żydów".
Symbolika młodej partii nazistowskiej była równie mało oryginalna jak jej idee. Zanim swastyka została przyjęta przez narodowych socjalistów, znały ją inne niemieckie ugrupowania prawicowe. Trupiej czaszki i skrzyżowanych piszczeli, które zyskały złą sławę jako odznaka na czapkach SS, używała niemiecka kawaleria. Nawet rzymski salut przez podniesienie wyprostowanej prawej ręki został zapożyczony z pozdrowienia używanego przez faszystów Mussoliniego.
Pod jednym wszakże względem NSDAP się różniła. Chociaż były to możliwe czasy, ruch ten od samego początku wyjątkowo chętnie korzystała z przemocy. W 1921 roku z niewinnie nazywanej "Sekcji Sportowo­Gimnastycznej" partii utworzono Oddziały Szturmowe (Sturmabteilunten, w skrócie SA), których zadaniem była ochrona zebrań nazistów i rozpędzanie wieców rywalizujących partii. Walki pomiędzy nazistowskimi esesmanami i zwolennikami innych politycznych ugrupowań do 1933 roku stały się stałym elementem niemieckiego życia politycznego.
Ponieważ naziści głosili, iż są "wybawieniem" Niemiec od wszelkich problemów, nasuwał się logiczny wniosek, że ich losy również zależą od rozmiarów trudności, z jakimi boryka się kraj. Partia zrodziła się z psychicznych ran powstałych po zakończeniu pierwszej wojny światowej l mogła rozkwitać tylko w atmosferze politycznej destabilizacji. Dlatego też narodowi socjaliści wykorzystali nowy kryzys związany z działaniami Francuzów: Francja zdenerwowana z powodu niemożności regulowania przez Niemców spłat reparacyjnych wysłała na początku 1923 roku wojska, które zajęły Zagłębie Ruhry. Dla narodu już sfrustrowanego dyshonorem związanym z zawieszeniem broni w listopadzie 1918 roku i surowymi wzmiankami wersalskiego traktatu pokojowego było to ogromne upokorzenie. Poczucie hańby u Niemców dodatkowo potęgowało zachowanie francuskich wojsk okupacyjnych. "Wtedy właśnie przekonaliśmy się, że Francuzi rządzą żelazną ręką - wspomina Juna Rüdiger, kobieta, która później stanęła na czele BDM (Bund Deutsche Madel - Związek Dziewcząt Niemieckich) - kobiecego odpowiednika Hitlerjugend. - Być może chcieli się zemścić. Zemsta jest uczuciem, które jest mi całkiem obce". Następnie Frau Rüdiger dokonała rasowej charakterystyki Francuzów, która wprawdzie brzmi nader ironicznie w świetle późniejszych poczynań nazistów, ale nie jest przez to mniej odkrywcza. "Francuzi mają nieco inny charakter, prawda? Może jest w nich odrobina sadyzmu".
Bernd Linn miał 5 lat, kiedy był świadkiem francuskiej okupacji Zagłębia Ruhry. Gdy francuscy żołnierze maszerowali ulicą, stał na chodniku przed domem dziadka ubrany w dziecięcy mundur żołnierski i trzymał karabin zabawkę. "Odwróciłem się, a Francuz podszedł i rozbroił mnie - najwyraźniej potrzebował mojej zabawki dla swoich dzieci. Czułem się bardzo pokrzywdzony". Bernd Linn, mały chłopiec, któremu francuski żołnierz odebrał karabin zabawkę, został później SS-Standartenführerem, co odpowiadało randze pułkownika Wehrmachtu.
Kryzys w Zagłębiu Ruhry zbiegł się w czasie z ogromnymi problemami gospodarczymi Niemiec, z których najsławniejsza była galopująca inflacja. "Pewnego razu za bułkę z kiełbasą zapłaciłem 4 miliardy marek ­ mówi Emil Klein, uczestnik pierwszego zebrania z udziałem Hitlera. w 1920 roku. - Taki kryzys oczywiście umocnił ruch Hitlera i przyczynił się do zwiększenia liczebności jego szeregów, ponieważ ludzie mówili: - Nie mogę już tego znieść!. Wtedy też zaczęto dyskutować o potrzebie silnego przywódcy. Stopniowo te rozmowy stawały się coraz częstsze, ponieważ demokracja niczego nie osiągnęła".
W warunkach politycznego kryzysu, wywołanego francuską okupacją Zagłębia Ruhry i problemami gospodarczymi Niemiec, prawicowe władze Bawarii starły się z rządem Gustava Stresemanna w Berlinie. Rząd centralny usiłował zmusić władze bawarskie, by ocenzurowały ataki, które nazistowska gazeta ,,volkischer Beobachter" przeprowadzała na Stresemanna i jego gabinet. Kahr, mianowany właśnie komisarzem państwowym Bawarii, odmówił, podobnie jak generał von Lossow, miejscowy komendant wojskowy. W tej atmosferze wewnętrznego konfliktu Hitler spróbował opanować wiec w Bürgerbraukeller w Monachium, na którym przemawiali Kahr i Lossow. Hitler wezwał do puczu, którego celem miało być obalenie rządu centralnego. Puczyści następnego ranka rozpoczęli marsz, chcąc w ten sposób wywrzeć nacisk na Berlin. Emil Klein wziął udział w pochodzie nazistów przez Monachium. Razem z nim szli Hitler, Goring i Himmler. "Promienieliśmy, maszerując tego dnia - wspomina z zapałem. - Ale gdy skręciliśmy w Maximilianstrasse i dotarliśmy do narożnika Rezydencji (pałacu dawnych królów Bawarii), usłyszeliśmy przed sobą strzały. Co się tam dzieje?".
Postawiona wobec konieczności wyboru pomiędzy współpracą ze zbrojną rewolucją a wsparciem władz bawarskich, policja podjęła radykalną decyzję i odrzuciła żądania nazistów. Wtedy padły strzały (do tej pory nie jest jasne, kto pierwszy otworzył ogień - demonstranci czy policja). Tak więc marsz puczystów przez Monachium zakończył się dramatycznie. "Pytacie mnie państwo, co wtedy czułem - mówi Emil Klein. ­ Chcę powiedzieć, że właściwie były to pierwsze polityczne emocje, jakie w ogóle przeżywałem. Przede wszystkim fakt, że wszystko mogło się tak źle ułożyć. Był to cios dla mnie i dla wielu towarzyszy. To, że coś takiego mogło się zdarzyć". Hitler również wyciągnął odpowiednie wnioski z tego incydentu. Od tej pory naziści próbowali zdobyć władzę, działając w ramach systemu demokratycznego.
Tymczasem Hitler został aresztowany i jego proces rozpoczął się 26 lutego 1924 roku. Został oskarżony o zdradę główną, a dowody przeciwko niemu były przytłaczające. Naziści w czasie puczu nie tylko popełnili przestępstwo z bronią w ręku, ale w czasie gwałtownych starć zginęło również trzech policjantów. Jednak w odróżnieniu od innych wmieszanych w nieudany pucz, takich na przykład jak bohater pierwszej wojny światowej generał Ludendorff, Hitler wstał i wziął pełną odpowiedzialność za swoje działania. Jego przemówienia do sędziów uczyniły go sławnym w całych Niemczech i po raz pierwszy stał się postacią znaną w całym kraju.
"Panowie - oświadczył sędziom - to nie wy wydajecie na nas wyrok to wieczny sąd historii wyda wyrok w sprawie, o którą nas oskarżacie... Możecie tysiąc razy uznać nas za winnych, ale bogini, która przewodniczy wiecznemu sądowi historii, podrze z uśmiechem oskarżenie prokuratora i werdykt tego sądu. Ona nas uniewinni". Były to odważne słowa, ale opierały się na kłamstwie. Większa część Niemców nie wiedziała wówczas. że w chwili gdy Hitler wygłaszał to przemówienie, miał wszelkie powód przypuszczać, że będzie potraktowany wyjątkowo łagodnie, a trudno podziwiać za odwagę człowieka, który wie, że nie naraża się właściwie na żadne ryzyko. Sędzia Georg Neithardt, który przewodniczył w czasie procesu puczystów, znajdował się również w składzie sądu orzekającego w mniej znanym procesie odbywającym się w styczniu 1922 roku. W tamtym wypadku podsądni zostali oskarżeni o rozpędzenie wiecu w piwiarni Lowenbrau we wrześniu poprzedniego roku. Zostało im postawione najłagodniejsze z możliwych oskarżeń - o zakłócenie spokoju, a potem wydano możliwie najłagodniejszy wyrok: trzy miesiące więzienia. Mimo to jednak Georg Neithardt napisał do sądu wyższej instancji, stwierdzając, że chciał, aby wyrok był jeszcze łagodniejszy, gdyż uważa, że "wychowawcze cele uwięzienia mogą zostać zrealizowane przez nałożenie grzywny". Jednym z podsądnych w tym procesie również był Adolf Hitler. Sędziemu Neithardtowi tak się spodobał, że zdołał skłonić swoich przełożonych, by wyrazili zgodę na zmniejszenie mu wyroku trzech miesięcy więzienia do jednego miesiąca więzienia w zawieszeniu. Teraz, w czasie procesu puczystów, Hitler stał przed tym samym sędzią, o którym wiedział, że jest wyjątkowo przychylny ich sprawie. Właśnie w sali sądowej Georga Neithardta Hitler wygłosił swoje namiętne przemówienie, zwracając się do "wiecznego sądu historii". Trudno się więc dziwić, że po dojściu do władzy naziści przejęli wszystkie dokumenty dotyczące tego pierwszego procesu i spalili je. Wyrok w drugiej, słynnej sprawie był więc łatwy do przewidzenia: pięć lat więzienia - najmniej, jak było możliwe - ale z założeniem, że Hitler wkrótce zostanie zwolniony pod nadzór.
Bawarski rząd i jego administratorzy ponoszą szczególną odpowiedzialność za dalszy rozwój wydarzeń. W 1922 roku NSDAP została zdelegali­zowana w większości niemieckich landów, ale nie w Bawarii. Tutaj nazi­stów dyskretnie popierano. Po skazaniu za zdradę główną Hitler został osadzony we względnie wygodnych warunkach w więzieniu Landsberg, niedaleko Monachium, gdzie zajmował się pracą nad "Mein Kampf".
W czasie gdy Hitler przebywał w Landsbergu, NSDAP podzieliła się na frakcje. Dopiero po jego zwolnieniu w grudniu 1924 roku (odsiedział dziesięć miesięcy z pięcioletniego wyroku) można było ponownie skonsolidować partię. Bawarskie władze działały zgodnie ze swoimi zwyczajami i pozwoliły na ponowne zawiązanie partii 27 lutego 1925 roku w piwiarni Bürgerbrau w Monachium. Teraz jednak sytuacja w Niemczech była dla narodowych socjalistów niekorzystna. Hiperinflacja się skończyła i rysowała się lepsza przyszłość. Połowa lat dwudziestych był to tak zwany złoty okres Republiki Weimarskiej. Ale nowa prosperity była finansowana z kredytów. Niemiecki rząd korzystał z pożyczonych pieniędzy, aby spłacać aliantom reparacje, jednak i tak wszystko sprawiało wrażenie idylli. Naziści nigdy nie mogli dobrze funkcjonować, znajdując się na widoku, i dysponowali jedynie nielicznymi niedobitkami fanatycznych stronników. Bez kryzysu, na którym mogli żerować, byli przegrani. Do końca lat dwudziestych przejawiali aktywność jedynie na marginesie politycznego życia Niemiec.
Ale właśnie w czasie tych spokojnych lat partia stopniowo przekształcała się strukturalnie w tę NSDAP, która miała zawładnąć większą część Europy. Pozycja Hitlera stopniowo stawała się nie do podważenia. W 1926 roku bez trudu zlikwidował drobne wewnętrzne wyzwania rzucane jego władzy absolutnej, po prostu odwołując się do lojalności członków Upadek partii w czasie jego pobytu w więzieniu udowodnił, że tylko nim jako przywódcą ruch będzie skonsolidowany.
NSDAP nie była partią polityczną w obecnym rozumieniu tego słowa. Niewiele kiedykolwiek opublikowano na temat szczegółów polityki narodowych socjalistów. Oddanie Führerowi - jak zaczęto wówczas tytułować Hitlera - i ogólna wiara w cele ruchu wystarczały, aby udowodnić czyjąś lojalność. Nie była to partia przemówień, ale czynów, nie polityki ale emocji. Przemawiało to szczególnie do młodych: badania wykazują w tym czasie przeciętny wiek wstępujących do partii wynosił mniej więcej trzydzieści lat. Jednym z takich młodych ludzi, który został członkiem NSDAP w wieku dwudziestu pięciu lat, był Joseph Goebbels, powieściopisarz bez szczególnych sukcesów na polu literatury. Po dojściu nazistów do władzy wspominał czule lata dwudzieste, opowiadając grupie młodzieży w latach walki: "Znajdowali się wówczas wśród nas młodzi ludzie, którzy pisali słowo "Rzesza" na swoich sztandarach, przeciwstawiając je słowom nienawiści, kalumniom i wrogości. Byli przekonani, że przegrana nie wystarczy, by narzucić narodowi wieczną niewolę".
To było podniecające - mówi Wolfgang Teubert, który wstąpił do SA w latach dwudziestych. - Wyczuwało się istnienie braterstwa, postawy "jeden za wszystkich", co dla młodego człowieka jest czymś nadzwyczajnym - albo przynajmniej było wówczas. Partia dawała ludziom takim jak Teubert, z dumą noszącym brązowe koszule szturmowców, coś jeszcze: poczucie własnej wartości. Ubrany w tę koszulę mógł być zaledwie młodzieńcem, ale mimo to pozostawał kimś: "Maszerowaliśmy przez miasta z flagą ze swastyką. Po godzinach pracy nie było nic poza SK. A ponadto pojawił się jeszcze jeden czynnik, przyciągający wielu z tych młodych ludzi - walka. "Stykaliśmy się z niebezpieczeństwem, groźbami ze strony innych ludzi. Noc po nocy coraz skuteczniej chroniliśmy zebrania w salach nie tylko w naszym mieście, ale również w wielu innych, gdzie wspieraliśmy tamtejsze SA. Nie mieliśmy broni, najczęściej mogliśmy się bronić jedynie pięściami i dawać wycisk nieprzyjacielowi również tylko pięściami - kiedy to było konieczne. A przeważnie było". Teubert i jego koledzy z SA w Bochum regularnie walczyli z młodzieżą z partii komunistycznej. "Rozbijało się krzesła w sali, a potem walczyło nogami od krzeseł. Zdarzało się to dosyć często. - Teubert uśmiecha się, wspominając. - Obie strony tak robiły, z taką samą zaciekłością".
Bruno Hahnel trafił do NSDAP w tym samym okresie inną, równie często spotykaną drogą - z Wandervogel, "folklorystycznej" grupy, która dążyła do powrotu do natury i jej wartości. W czasie wolnych dni, jako młody Wandervogel, Herr Hahnel wraz z przyjaciółmi wędrował po okolicy. Swoją decyzję wstąpienia do NSDAP wiąże z wieczorną dyskusją, jaka odbyła się w młodzieżowym schronisku w 1927 roku. "Jedna z nich toczyła się na temat internacjonalizmu i między innymi powiedziano, że należy osiągnąć taki stan świadomości, by móc się ożenić z Murzynką. Na tę myśl zrobiło mi się bardzo nieswojo". Ponadto Herr Hahnela skłoniły do wstąpienia do NSDAP również inne względy, mianowicie powszechnie podzielane emocje związane z traktatem wersalskim i "listopadowymi zbrodniarzami" z 1918 roku. W rezultacie czuł silny "opór" wobec jakichkolwiek międzynarodowych ruchów takich jak komunizm. "Wielu z nas mówiło po prostu: - Jesteśmy przede wszystkim Niemcami" - wspomina Herr Hahnel - a teraz istniała grupa, która głosiła "Niemcy ponad wszystko". Wołali: "Niemcy, zbudźcie się!".
Tacy jak on rekruci nie przejmowali się faktem, że wstępują do partii antysemickiej: "Wciąż pamiętam często pojawiające się wówczas oświadczenia, że 50 procent wszystkich berlińskich lekarzy i adwokatów jest Żydami, że cała prasa w Berlinie i Niemczech jest w żydowskich rękach i że powinno się z tym wreszcie skończyć". Milcząco popierając te antysemickie idee, Herr Hahnel nie miał jednak problemów z godzeniem ich z realiami własnego życia rodzinnego: "Miałem krewnych Żydów i spotykaliśmy się na rodzinnych uroczystościach. Utrzymywałem bardzo serdeczne stosunki z dwoma kuzynami, którzy byli Żydami. Mimo to jednak akceptowałem wymagania programowe partii".
Istnieli również w tym czasie ludzie, tacy jak Alois Pfaller, którym owo antysemickie nastawienie uniemożliwiało wstąpienie do NSDAP. "Dla mnie antysemityzm był czymś dziwnym - powiada - fakt, że Żydów czyni się odpowiedzialnymi za wszystko. Znałem Żydów, miałem wśród nich przyjaciół, z którymi spędzałem czas, i zupełnie nie mogłem zrozumieć, w czym kryje się ta rzekoma różnica - przecież wszyscy je­steśmy ludźmi. Zawsze popierałem sprawiedliwość - to co jest słuszne i rozsądne, to był mój problem. Zawsze też walczyłem z niesprawiedliwością, to też był mój problem, ale z prześladowaniem innych ras czy ludzi nie chciałem mieć nic wspólnego". Alois Pfaller nie wstąpił do SA, lecz jego ciągłe poszukiwania radykalnych rozwiązań problemów kraju doprowadziły go do Komunistycznej Partii Niemiec.
Hitler uważał, że on sam stanowi największe źródło siły NSDAP. Manifestował styl zachowania "wielkiego człowieka", na przykład często patrzył prosto w oczy każdemu swojemu rozmówcy. Fridolin von Spaun wspominał swoje spotkanie z Führerem na pewnym proszonym obiedzie: "Nagle zauważyłem wpatrzone we mnie oczy Hitlera. Odpowiedziałem więc spojrzeniem. Był to jeden z najdziwniejszych momentów mojego życia. Nie patrzył na mnie podejrzliwie, ale czułem, że mnie w jakiś sposób bada... Trudno mi było wytrzymać to spojrzenie przez dłuższy czas... Ale pomyślałem sobie, że nie mogę odwrócić wzroku, bo w przeciwnym razie ściągnę na siebie podejrzenie, że mam coś do ukrycia. A wtedy zdarzyło się coś, co jedynie psycholodzy mogliby ocenić.
Spojrzenie, które początkowo było wbite wyłącznie we mnie, nagle jak­by przeszło przez moją osobę i zatopiło się w dali. To było takie niezwykłe. A kiedy wpatrywał się we mnie tak długo, zrozumiałem, że jest on niewątpliwie człowiekiem honoru. Obecnie większość ludzi nie uwierzyłaby w to. Powiedzieliby, że dziecinnieję na starość, ale to nieprawda. On był cudownym zjawiskiem".
Hitler sprawił podobne wrażenie na wielu innych. Herbert Richter obserwował go w 1921 roku, kiedy wchodził do studenckiej kawiarni za uniwersytetem monachijskim: "Był w rozpiętej pod szyją koszuli i towarzyszyła mu ochrona albo jego zwolennicy. I zauważyłem, jak ludzie, z którymi przyszedł - było ich troje czy czworo - są w niego wpatrzeni. Wiele osób musiało w nim widzieć coś fascynującego". Ale to, co inni uznali za tak zniewalające, nie wywarło żadnego wrażenia na Herbercie Richterze: "Zaczął mówić i natychmiast poczułem do niego niechęć. Oczywiście, nie wiedziałem, kim będzie później. Wydał mi się raczej ko­miczny z tymi małymi wąsikami. I wcale nie wywarł na mnie szczególnego wrażenia". Także sposób przemawiania Hitlera nie spodobał się Richterowi. "Miał taki szorstki głos - wspomina Herr Richter. - I za dużo krzyczał, a przecież sala była niewielka. A mówił rzeczy oczywiste. Nie sposób było się z tym nie zgodzić. Przede wszystkim krytykował traktat wersalski - i twierdził, że trzeba go odrzucić".
Aldous Huxley napisał: "Propagandzista jest człowiekiem, który wytycza koryto istniejącego strumienia. W kraju, gdzie nie ma wody, kopie na próżno". Hitler nie był wyjątkiem od tej reguły. Herbertowi Richterowi, człowiekowi o wyrafinowanych poglądach politycznych, wydawał się komicznym typem, mówiącym rzeczy oczywiste. Dla tych, którzy byli skłonni wierzyć w takie rozwiązania, był "cudownym zjawiskiem". Z perspektywy czasu zbyt łatwo jest posługiwać się charyzmą Hitlera i jego talentami krasomówczymi jako wymówką. Często sugeruje się, że "hipnotyzował naród". Nie, nie robił tego. Hipnotyzer nie wygłasza przemówień, mających na celu przekonanie tych, którzy tak naprawdę są już przekonani. A tak się działo w przypadku Hitlera.
Naziści chlubili się faktem, że w ich partii nie funkcjonują zasady demokratyczne. (W końcu, czy demokracja nie została wprowadzona przez "listopadowych zbrodniarzy" i nie doprowadziła do Wersalu). Nad strukturami partii piętrzyła się postać Adolfa Hitlera. W przeciwieństwie do innych organizacji politycznych, które opierały się na komitetach lub dyskusjach wewnątrzpartyjnych, w partii nazistowskiej jedynym arbitrem mógł być Hitler - był jedynym człowiekiem zdolnym do podjęcia ostatecznej decyzji. Nawet istniejąca w swojej zalążkowej formie partia kierowana przez dyktatora powinna się załamać pod ciężarem zadań, jakie spadały na barki przywódcy. A jednak Hitler nie tylko nie został przywalony ciężarem podejmowanych decyzji, ale i nie był szczególnie obarczony administracyjnymi działaniami. Rozwikłanie tego paradoksu pozwala nam się zorientować nie tylko, jak wyglądała struktura NSDAP, ale również dlaczego ta partia okazała się tak atrakcyjna dla młodych. Otóż Hitler, tworząc metody zarządzania partią, w bardzo poważnym stopniu opierał się na własnej interpretacji pracy pewnego nieżyjącego już Anglika - Karola Darwina.
"Idea walki jest równie stara jak samo życie - stwierdził Hitler w prze­mówieniu wygłoszonym 5 lutego 1928 roku w Kulmbach. - W tej walce silniejszy, lepiej dostosowany wygrywa, podczas gdy gorzej dostosowany i słabszy przegrywa. Walka jest matką wszystkiego... Człowiek żyje i jest w stanie wznieść się ponad poziom zwierząt nie dzięki postępowaniu zgodnie z zasadami humanizmu, ale wyłącznie dzięki brutalnej walce". Hitler uważał, że darwinowska teoria walki o byt doskonale daje się zastosować do ludzkich zachowań. "Bóg nie działa w inny sposób - oznajmił w czasie obiadu 23 września 1941 roku. - Nagle zsyła ludzkie masy na ziemię i pozwala każdemu wypracować własne zbawienie. Ludzie walczą ze sobą i można zauważyć, że zawsze ostatecznie triumfuje silniejszy. Czyż nie jest to najbardziej rozsądny porządek rzeczy? Gdyby było inaczej, nie istniałoby nic dobrego. Gdybyśmy nie respektowali praw natury i stawiali naszą wolę ponad prawem silniejszego, nadszedłby dzień, w którym dzikie zwierzęta ponownie zaczęłyby nas pożerać - a wtedy owady pożarłyby zwierzęta i ostatecznie na ziemi nie pozostałoby nic poza bakteriami".
Nie powinien więc zaskakiwać fakt, że Hitler kierował NSDAP zgodnie z pseudodarwinowską teorią. Gdy Gustav Seifert napisał do kierownictwa partii list z prośbą, by ponownie mianowano go kierownikiem jej komórki w Hanowerze, otrzymał od Maksa Amanna, wydawcy nazistowskiej gazety "Volkischer Beobachter", następującą odpowiedź datowaną 27 października 1925 roku. "Herr Hitler wyznaje zasadę, że nie jest zadaniem kierownictwa partii "mianowanie" miejscowych przywódców partyjnych. Herr Hitler jest obecnie przekonany, bardziej niż kiedykolwiek, że najbardziej skutecznym bojownikiem w ruchu narodowosocjalistycznym jest człowiek, który zdobywa uznanie jako przywódca dzięki własnym osiągnięciom. Sam pan pisze w swoim liście, że ma poparcie prawie wszystkich członków. W takim razie czemu nie obejmie pan przywództwa? Czemu nie przejmie go pan? Jakież polecenie mogłoby być bardziej podniecające dla młodego człowieka? Jeżeli dotychczasowe kierownictwo nie podoba się panu, niech je pan zmieni, a nie przychodzi do nas po rozkazy, i jeżeli jest pan silniejszy od swoich wrogów, wygra pan. Z drugiej zaś strony, jeżeli jest pan słabszy od przeciwnika i przegra pan, w takim razie tak właśnie powinno się stać". Ten sposób myślenia pozwala zrozumieć dziwaczne wypowiedzi Hitlera pod koniec wojny, kiedy to stwierdził, że . Niemcy "zasługują" na los, jaki zgotuje im Związek Radziecki.
Gdy naziści doszli do władzy, filmowa propaganda Goebbelsa bez przerwy wbijała ludziom do głowy tę właśnie koncepcję - najlepiej przystosowani powinni opływać we wszystko, a słabsi powinni ginąć. W jednym z późniejszych filmów propagandowych pokazani są naukowcy rejestrujący eksperyment, w którym dwa chrząszcze jelonki walczą ze sobą. Laborantka dzieli się swoimi wątpliwościami. "To doprawdy wstyd ­ mówi do swego profesora - że łapie się te piękne, silne stworzenia, by walczyły na śmierć i życie. I pomyśleć, że w lesie mogłyby wieść spokojne życie". "Ależ moja droga - odpowiada jej profesor - nigdzie w przyrodzie nie ma czegoś takiego jak spokojne życie... Wszystkie one egzystują w ciągłej walce, w której słabsi giną. Uważamy tę walkę za całkowicie naturalną, ale uznalibyśmy za nie naturalny fakt, że kot żyje spokojnie obok myszy, a lis obok zająca".
Podejmując próbę zrozumienia ideologii nazizmu, nie sposób lekceważyć znaczenia tego rodzaju poglądów. Ideologia NSDAP sytuowała człowieka między zwierzętami i przydawała mu zwierzęcych cech. Brutal, który zwycięża, wygrywa słusznie, ponieważ jest silniejszy. Dziecko, które umiera, powinno umrzeć, ponieważ jest słabsze. Jeżeli jedno państwo jest silniejsze od drugiego, może podbić swojego sąsiada. Tradycyjne wartości, takie jak współczucie i poszanowanie prawa, są niczym więcej tylko wymyślonymi przez człowieka tarczami; za nimi właśnie słabsi mogą się ukrywać i chronić przed losem, który słusznie się im należy. (Nie jest przypadkiem, że Hitler najbardziej nienawidził prawników i kapłanów). Naziści byli przede wszystkim partią rasistowską, która wierzyła, że państwa narodowe, podobnie jak poszczególni osobnicy, są splecione w wiecznej, amoralnej walce mającej ustalić, kto powinien rządzić największymi terytoriami.
Jednak gdyby Hitler zastosował swoją darwinowską teorię do NSDAP w 1928 roku, pewnie wpadłby w rozpacz, ponieważ w przeprowadzonych w tym właśnie roku wyborach powszechnych naziści zebrali zaledwie 2,6 procent głosów. Niemcy nie chciały ich, ponieważ uważały, że nie są oni potrzebni - jak na razie. Wkrótce po wyborach gospodarcza i polityczna sytuacja państwa uległa radykalnej zmianie. Podupadłe rolnictwo, a następnie krach na Wall Street, spowodowany odwołaniem przez Stany Zjednoczone pożyczek, zapoczątkowały najpoważniejszy kryzys ekonomiczny w historii.
Bezrobocie zaczęło rosnąć, a jego skutki były głębokie i bolesne. W tym okresie - wspomina Bruno Hahnel - nasi bezrobotni co piątek stawali w długich kolejkach przed biurami zatrudnienia i przy kontuar: otrzymywali pięć marek. Zaistniała całkiem nowa i odmienna sytuacja - było wielu takich, którzy po prostu nie mieli środków, by kupić żywność. "To była beznadziejna sprawa - mówi Alois Pfaller. - Ludzie chodzili z łyżkami w kieszeni, ponieważ dostawali posiłek za jedną markę (w wydających zupę jadłodajniach dobroczynnych)".
Kłopoty dotknęły rodziny klasy średniej, takie na przykład jak rod, na Jutty Rüdiger: "Mój ojciec nie został bezrobotnym, ale powiedział mu, że musi się zgodzić na pracę za mniejsze wynagrodzenie". Jutta Rüdiger myślała, że będzie musiała "pożegnać się" ze studiami na uniwersytecie, dopóki nie wtrącił się wujek, który ufundował jej stypendium. Przeżycia podobne do tych, jakich doświadczyli Rüdigerowie, nie zostały objęte żadną statystyką bezrobocia, ale ludzie ci cierpieli i obawiali się dalszych cierpień. Gdy bezrobocie w Niemczech na początku lat trzydziestych objęło przeszło cztery miliony osób, nie tylko bezrobotni chcieli radykalnych rozwiązań gospodarczych problemów kraju - pragnęły tego również miliony rodzin klasy średniej, takich jak Rüdigerowie.
Wybory we wrześniu 1930 roku były przełomowe dla partii nazistowskiej, ponieważ liczba zdobytych przez nią głosów wzrosła (18,3 procent. Ludzi pragnących bezkonfliktowego życia w równy stopniu niepokoił wzrost liczby głosów zdobytych przez Komunistyczną Partię Niemiec z 10,6 do 13,1 procent. Niemcy dzieliły się jakby na dwa ekstremalne skrzydła. Mając do czynienia z Reichstagiem, w który licznie reprezentowani byli naziści i komuniści, kanclerz Niemiec Heinrich Brüning zaczął pomijać parlament i opierając się na artykule o konstytucji, rządził krajem, wydając dekrety nadzwyczajne, podpisywane przez prezydenta Hindenburga. Niemiecka demokracja nie umarła nagle po dojściu Hitlera do władzy, jej powolna śmierć rozpoczęła się pod rządami Brüninga. Razem ze wzrostem bezrobocia nasilały się niepokoje społeczne. Trzeba było codziennie zgłaszać się w biurze po zasiłek - wspomina Alois Pfaller. - Spotykali się tam wszyscy naziści, ludzie z SPD (Socjalistycznej Partii Niemiec), komuniści - a wtedy zaczynały się dyskusja i bójki". Gabriele Winckler opisuje ten okres z punktu widzenia młodej kobiety: "Czułyśmy się niepewnie, przechodząc przez ulicę, czułyśmy l niepewnie, będąc samotnie w lesie, i tak dalej. Bezrobotni leżeli w rowach i grali w karty". W tej atmosferze zagrożenia i zwątpienia Jut Rüdiger po raz pierwszy usłyszała przemawiającego Hitlera: "Zebrał tam wielki tłum i miałam wrażenie, że Hitler pragnie stworzyć elektryzujące napięcie. Obecnie mogę to zapewne wyjaśnić ubóstwem, jakie ludzie cierpieli w przeszłości i wówczas... W tej sytuacji Hitler i jego oświadczenia zapowiadały zbawienie. Mówił: "Wydobędę was z tej nędzy, ale każdy musi się przyłączyć. I wszyscy to rozumieli".
W tym okresie naziści opracowali nowe formy propagandy, aby przekazać społeczeństwu swoje przesłanie. Najbardziej zasłynęła prezydencka kampania w kwietniu 1932 roku, przeprowadzona pod hasłem "Hitler z Niemcami", w czasie której wygłosił on przemówienia na dwudziestu wiecach w czasie siedmiu dni, podróżując z miejsca na miejsce lekkim samolotem. Ale nie powinno się też wyolbrzymiać znaczenia tej nazistowskiej propagandy. Badania naukowe przeprowadzone przez dr. Riarda Bessela wykazują, że w dystrykcie Neidenburg w Prusach wschodnich, gdzie NSDAP do 1931 nie stworzyła podstawowej organizacji, w ciągu trzech poprzednich lat liczba głosów oddanych na nazistów wrosła znacząco. W maju 1928 roku naziści otrzymali zaledwie 360 głosów (2,3 procent), ale we wrześniu 1930 roku liczba ta wzrosła do 3831 5,8 procent). Wyborcy z Neidenburgu głosowali na Hitlera nie dlatego,
byli nim tak zafascynowani, albo też poddali się nazistowskiej propagandzie. Poparli nazistów, ponieważ pragnęli fundamentalnych zmian.
Hitler otwarcie mówił, jaki ma być charakter zmian, które naziści mają zamiar wprowadzić w życiu politycznym Niemiec po zdobyciu włiadzy. W przemówieniu wygłoszonym 27 lipca w Eberswalde w Brandenburgii jednoznacznie dał wyraz swojej pogardzie dla demokracji: robotnicy mają swoje partie - powiedział. - I to nie jedną, bo tyle by nie wystarczyło. Muszą być przynajmniej trzy lub cztery. Burżuazja, która jest bardziej inteligentna, potrzebuje jeszcze więcej partii. Klasy średnie też muszą mieć swoją partię. Koła gospodarcze zawiązały swoje partie, rolnicy swoje i też po trzy albo cztery. A właściciele domów też chcą, by ich własne interesy polityczne i filozoficzne reprezentowane były przez partię. Lokatorzy, oczywiście, nie mogą pozostać w tyle. Katolicy również mają swoją partię i nawet Würtemburczycy dysponują własną organizacją partyjną - ogółem w jednym niewielkim landzie jest ich trzy­ieści cztery. A dzieje się to w czasach, gdy przed nami rysują się wiel­e zadania, możliwe do zrealizowania tylko wtedy, gdy skonsoliduje się całego narodu. Wrogowie oskarżają nas, narodowych socjalistów, mnie w szczególności, że jesteśmy nietolerancyjni i kłótliwi. Mówią, że nie chcemy współpracować z innymi partiami... Czy typowo niemieckim zjawiskiem jest istnienie trzydziestu partii? Muszę przyznać jedno: ci panowie mają zupełną rację. Jesteśmy nietolerancyjni. Wytyczyłem sobie jeden cel: wymieść trzydzieści partii z Niemiec".
Przemówienie to ilustruje podstawową sprawę. - Hitler i naziści chcieli rewolucji w Niemczech i otwarcie przedstawiali swoje cele. Pod tym względem naziści nie różnili się od Komunistycznej Partii Niemiec obie uważały, że demokracja zawiodła. W końcu było to pojęcie stosunkowo nowe w Niemczech. Jej wprowadzenie zbiegło się z katastrofalnymi warunkami pokoju ustalonymi przez traktat wersalski. Na początku lat trzydziestych wielu więc uważało, że jest ona odpowiedzialna za trwające wciąż, wykrwawiające gospodarkę spłaty reparacji i ogromne bezrobocie. Obecnie może się nam to wydać niewiarygodne, ale w 1932 roku większość niemieckiego społeczeństwa, popierając albo komunistów, albo nazistów, zdecydowanie opowiadała się za partiami stawiającymi sobie za cel obalenie demokracji w Niemczech. Większość z nich, widząc, co przyniosła im demokracja, uważała, że nadszedł czas na radykalną zmianę systemu, a nie na dawanie szansy kolejnym partiom.
30 maja 1932 roku Brüning utracił poparcie Hindenburga i zrezygnował ze stanowiska kanclerza. 1 czerwca na jego miejsce został mianowany arystokrata Franz von Papen, ale jego rząd natychmiast natrafił na problemy. W przeprowadzonych 31 lipca wyborach do Reichstagu naziści zdobyli 37,4 procent głosów, co dało im 230 miejsc. Stali się w ten sposób największą partią. Hitler zażądał dla siebie stanowiska kanclerza i zadbał, by prezydent Hindenburg przedstawił to żądanie 13 sierpnia 1932 roku. Otto Meissner, szef Kancelarii Rzeszy, opisał, co się wówczas zdarzyło: "Hindenburg stwierdził, że uznaje patriotyczne pobudki Hitlera i jego bezinteresowność, ale biorąc pod uwagę panującą atmosferę napięcia i swoją odpowiedzialność przed Bogiem i narodem niemieckim, nie może przemóc się, by przekazać władzę wykonawczą pojedynczej partii, która mało że nie reprezentuje większości elektoratu, to jest ponadto nietolerancyjna, niezdyscyplinowana i często posługuje się przemocą. W sprawach zagranicznych należy bowiem działać wyjątkowo ostrożnie i cierpliwie czekać na rozwój wydarzeń. Powinniśmy za wszelką cenę unikać konfliktów z innymi państwami. Jeżeli zaś chodzi o sprawy krajowe, należy zapobiegać pogłębianiu przepaści pomiędzy różnymi ugrupowaniami, skoncentrować się na likwidowaniu katastrofy ekonomicznej".
Teraz, gdy znamy konsekwencje zdobycia władzy przez Hitlera, obawy Hindenburga na temat przyszłego Führera i nazistów zaczynają nabierać proroczego wydźwięku. Jego wypowiedź wyraźnie dowodzi, że leciwy prezydent zdawał sobie sprawę, jakie niebezpieczeństwa grożą Niemcom, jeżeli Hitler zostanie kanclerzem. Tak więc polityczne żądania Hitlera zostały zdecydowanie odrzucone. Ale mimo to pięć miesięcy później - i to w czasie gdy szarpana wewnętrznym kryzysem NSDAP utraciła wiele głosów w listopadowym głosowaniu w Reichstagu, ten sam prezydent Hindenburg mianował Hitlera kanclerzem. Dlaczego? Wydawało się, że popularność partii nazistowskiej osiągnęła swój szczyt w lecie 1932 roku. Udzielane jej poparcie było niestabilne, a jedność partii bardziej utrzymywały emocje i przekonanie o charyzmie przywódcy niż spójny manifest przedstawiający konkretne rozwiązania polityczne. Gwałtowny zrost jej popularności w większym stopniu wynikał z kryzysu, w którym pogrążyły się Niemcy i nad którym naziści nie mieli żadnej kontroli. Jeżeli niemiecka gospodarka zaczęłaby stawać na nogi, sukces nazistów milknąłby równie szybko, jak się pojawił. Tymczasem dzięki politycznej ugodzie zawartej w czerwcu 1932 roku na konferencji w Lozannie, na której uchwalono zakończenie spłacania przez Niemcy reparacji wojennych, pojawiły się oznaki poprawy sytuacji gospodarczej.
W czasie wyborów w listopadzie 1932 roku liczba zdobytych przez SDAP głosów spadła z 37 do 33 procent. Goebbels dostrzegł niebezpieczeństwo grożące partii i napisał w swoim dzienniku w kwietniu poprzedniego roku: "Musimy zdobyć władzę w dającej się przewidzieć przyszłości. W przeciwnym razie do śmierci będziemy brać udział w wyborach". Niepowodzenie w listopadowych wyborach 1932 roku nastąpiło, jak relacjonuje dr Bessel, mimo ogromnych wysiłków propagandowych - co jeszcze bardziej dowodzi, że "losy partii nie były przede wszystkim determinowane przez jej propagandę". Partia znajdowała się w kłopotach finansowych, kolejne wybory nadszarpnęły jej budżet. Co gorsza, Gregor rasser, przywódca północnoniemieckiego skrzydła partii nazistowskiej, 7 grudnia 1932 roku zrezygnował ze swojej funkcji wśród pełnych emo­cji scen. Generał von Schleicher - który 2 grudnia 1932 zastąpił von Papena - zaproponował mu stanowisko wicekanclerza, ale Hitler nalegał, by ten odrzucił ofertę. Strasser zrobił to, ale porzucił politykę, zjadliwie oskarżywszy Hitlera o dążenie do stanowiska kanclerza. Wyglądało na to, że Hitler może utracić kontrolę nad partią, był nerwowy i poirytowany. (Hitler nigdy nie wybaczył tej zdrady Strasserowi, którego zamordowano w czasie Nocy Długich Noży 30 czerwca 1934 roku).
Jednocześnie nastąpiło wiele wydarzeń, które skłoniły leciwego prezydenta Hindenburga do zmiany zdania i mianowania Hitlera kanclerzem. W listopadzie 1932 roku Hjalmar Schacht, były prezes Reichsbanku, dołączył do licznych finansistów i przemysłowców (chociaż niewielu poza Schachtem było znaczącymi postaciami), którzy podpisali petycję do prezydenta Hindenburga z prośbą o mianowanie Hitlera kanclerzem. List był pełen szacunku, ale wyraźnie pisano go pod wpływem faktu, że w wyborach z listopada 1932 roku odnotowano kolejny wzrost głosów oddanych na komunistów. Być może wielu przedstawicieli niemieckiej elity przemysłowej nie lubiło nazistów, ale przede wszystkim obawiało się komunistów. Ponadto nie ulegało wątpliwości, że złożony z arystokracji gabinet von Papena cieszył się niewielkim poparciem społecznym. "To oczywiste - pisano w liście - że często powtarzające się rozwiązywania Reichstagu, połączone z coraz większą liczbą wyborów, które z ko­lei zaostrzają walkę polityczną, wywierają zły wpływ nie tylko na poli­tyczny, ale również na gospodarczy spokój i stabilność. Ale jest również jasne, że wszelka konstytucyjna zmiana, która nie zostanie zaakceptowa­na przez masy społeczne, będzie miała jeszcze gorsze polityczne, gospodarcze i duchowe konsekwencje". List następnie wzywał do przekonania politycznego przywództwa Rzeszy "liderowi największej grupy narodo­wej". Czyli Hitlerowi. Taka decyzja "pobudzi miliony ludzi, którzy w chwili obecnej stoją na uboczu, przekształcając ich w pozytywną siłę".
Hitler nie był człowiekiem, z którym ludzie ci w przeszłości chcieli się zadawać, ale kryzys ekonomiczny i wielkie poparcie społeczeństwa dla ruchu narodowosocjalistycznego skłoniły ich do uznania, że należy dojść do porozumienia. Najważniejsze postacie z konserwatywnej prawicy również pragnęły autorytarnego rozwiązania problemów Niemiec, a bez Hitlera żadna z wysuniętych przez nich propozycji nie zyskałaby masowego poparcia. Johannes Zahn, wybitny niemiecki bankier, skonstatował: "Młodzi ludzie wstępowali wówczas albo do SA, albo do partii komunistycznej, ludzie biznesu woleli jednak nazistów, ze względu na ich "dyscyplinę i porządek". Poza tym, jak wspomina: "na początku - i trzeba obecnie koniecznie to powiedzieć - trudno się było zorientować, czy narodowy socjalizm jest czymś dobrym z paroma złymi efektami ubocznymi, czy też czymś złym z paroma dobrymi efektami ubocznymi. Tego nie dało się określić. Mówiono o strategii "poskromienia" Hitlera. Tego rodzaju koncepcja miała być wysunięta z entuzjazmem przez von Papena, w chwili gdy został zmuszony do przekazania 2 grudnia 1932 oku urzędu kanclerskiego generałowi von Schleicherowi.
Wtedy też do Hindenburga dotarły dalsze niepokojące wieści. Na posiedzeniu gabinetu w grudniu 1932 roku omówiono wyniki manewrów wojskowych "Planspiel Ott". Siły zbrojne przeanalizowały szereg hipotetycznych scenariuszy zamieszek społecznych i spróbowały ocenić swoją zdolność do wprowadzenia, w razie potrzeby, stanu wyjątkowego. Ma­)r Ott przedstawił wnioski: "...poczynione zostały wszelkie przygotowaia do wprowadzenia natychmiastowego stanu wyjątkowego w razie wydania takiego rozkazu. Jednakże po starannej analizie okazało się, że siły porządkowe Rzeszy i landów nie tylko są o wiele za małe, by w celu zahowania konstytucyjnego porządku wystąpić przeciwko narodowym socjalistom, lecz także by chronić granice. Wojsko tym samym dawało do zrozumienia, że nie będzie mogło sprawować kontroli nad krajem w razie wybuchu wojny domowej pomiędzy nazistami i komunistami.
Generał von Schleicher próbował na posiedzeniu gabinetu zrobić jak najlepszy użytek z tego raportu, ale bez skutku. "Nawet gdy Schleicher próbował zminimalizować wrażenie wywołane przez te końcowe wnioski, co zostało powiedziane w podsumowaniu, i stwierdził, że gra wojenna zawsze jest oparta na najgorszym przewidywanym scenariuszu i. że nie powinno się zakładać, iż taki właśnie najgorszy scenariusz zaistnieje, to nie ulegało jednak wątpliwości, jaki efekt wypowiedź Otta wywarła na gabinecie, a nawet na kanclerzu, który słuchając jej, wciąż wycierał oczy".
4 stycznia 1933 roku von Papen i Hitler spotkali się w domu kolońskiego bankiera Kurta von Schrodera, aby omówić dalsze działania. Było to pierwsze z serii spotkań, które skłoniły von Papena do wyrażenia zgody na poparcie kandydatury Hitlera na stanowisko kanclerza. Jednak warunkami jej udzielenia było mianowanie von Papena wicekanclerzem, a ponadto poza Hitlerem w skład gabinetu mieli wejść tylko dwaj inni naziści (Goring jako minister bez teki i pruski minister spraw wewnętrznych i Wilhelm Frick jako minister spraw wewnętrznych Rzeszy). Hitler zaakceptował warunki. W rezultacie 30 stycznia 1933 w wyniku tych intryg, gdy wreszcie von Papen przekonał Hindenburga, Hitler został mianowany kanclerzem Niemiec.
Zdeklarowany nazista Bruno Hahnel opisuje swoją reakcję na tę wiadomość jako "uniesienie". Ale odczucia politycznych oponentów nazistów nie były takie proste. Josef Feicher, członek Reichstagu z ramienia Socjalistycznej Partii Niemiec, opowiada, iż SPD wierzyła, że skoro Hitler był legalnie wybranym kanclerzem, oni stanowią legalną opozycję, SPD może więc działać dalej jak w warunkach normalnej, stabilnej demokracji. "Nie uświadomiliśmy sobie w pełni, co to oznacza - mówi Herr Felder. - Wierzyliśmy, że w dalszym ciągu będziemy mogli go kontrolować za pośrednictwem parlamentu - absolutne szaleństwo!".
Gdy Eugene Levine usłyszał wiadomość, że Hitler został kanclerzem, mniej zaniepokoił go fakt, że sam jest Żydem, a bardziej to, że jest komunistą. Pamięta, iż "było niemało esamanów, którzy mieli żydowskie przyjaciółki i w związku z tym wielu Niemców pomyślało sobie tylko: "No cóż, to nie będzie takie złe - mają żydowskie dziewczyny, więc nie mogą nienawidzić nas wszystkich". Miał również osobiste powody, by przypuszczać, że naziści są w stanie realizować swoje antysemickie koncepcje z pewną powściągliwością: ,;W jednej ze szkół, do której chodziłem, był nazista, który mi powiedział: "Naprawdę, powinieneś być jednym z nas". Odrzekłem mu: "Słuchaj, nie mogę. Jestem Żydem". On z kolei odparł: "Nie mamy nic przeciwko tobie. Przyzwoici faceci, tacy jak ty, będą zupełnie na miejscu w nowych Niemczech".
Jeżeli chodzi o członków partii komunistycznej, to ich zachowanie na wieść o objęciu przez Hitlera stanowiska kanclerza trudno byłoby uznać za wezwanie do rewolucji światowej. Wszystko zdarzyło się wówczas tak szybko, chociaż wiedzieliśmy, że stopniowo się zbliża - mówi Eugene Levine. - Frakcja partii komunistycznej, do której wciąż należałem, głosiła, że dojście Hitlera do władzy nie ma znaczenia. Wręcz przeciwnie, to dobrze. Wkrótce okaże się niekompetentny i nastąpi nasza kolej... Z jakiegoś niepojętego powodu nie uświadomili sobie, że on ma zamiar zmienić prawo, gdy tylko obejmie rządy".
Dla Aloisa Pfallera lekcja wynikająca z mianowania Hitlera była czytelna: ,;W czasie kryzysu zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że pojawią się ludzie, którzy ogłoszą, że są mądrzy, znają odpowiedzi na wszystkie pytania i mogą przynieść wszystkim zbawienie".
Adolf Hitler doszedł do władzy legalnie, w ramach istniejącego systemu konstytucyjnego. Teraz miał dotrzymać obietnicy i zlikwidować demokrację.